Uczestnicy: Artur K., Adam O., Cezary P., Anna Z., Grzegorz B.
Na początek krótkie wyjaśnienie. Co roku w czerwcu urządzamy sobie pięćdziesięciokilometrowy spacerek. Zasady są proste. Dojeżdżamy wieczorem w miejsce X, tam śpimy i następnego dnia wczesnym rankiem udajemy się do miejsca Y, oddalonego od miejsca X o co najmniej 50 kilometrów. Zwykle pięćdziesiątkę organizujemy poza Mazowszem, w różnych rejonach Polski. W tym roku wybraliśmy się na Lubelszczyznę.
Po nocy spędzonej w hotelu robotniczym w Kraśniku Fabrycznym wyruszamy na trasę. Jest 6.15 i już wiadomo, że dzień będzie bardzo upalny. Nasza trasa początkowo wiedzie na zachód przez las do miejscowości Krzywie. Za lasem rozpościera się piękny widok na jezioro Krzywie i dolinę Wyżnicy. Za wsią Wyżnianka zagłębiamy się w pagórkowaty bezleśny teren zwany Wzniesieniami Urzędowskimi. Wokół pola i łąki, śpiewają ptaki, brzęczą owady, robi się coraz cieplej. Zmierzamy na południe do Wólki Olbięckiej i Olbięcina. Najcenniejszym obiektem miejscowego zespołu dworsko-parkowego jest tzw. Arka - budynek rządcy, wybudowany ponoć w celu ugoszczenia Stanisława Augusta Poniatowskiego, gdy ów udawał się do Kaniowa. Nieco głębiej, w parku znajduje się pałacyk, siedziba Specjalnego Ośrodka Wychowawczego. Pałacyk niestety został straszliwie oszpecony po wojnie i utracił swoje cechy stylowe. Ładny jest natomiast park z miejscem pochówku żołnierzy austriackich, którzy polegli w bitwie pod Kraśnikiem w sierpniu 1914 roku. W Olbięcinie znajduje się też ciekawy drewniany kościół z XVIII wieku. Po półgodzinnym odpoczynku ruszamy dalej. Idziemy żwirówką, ale mylimy drogę i przez dłuższy czas lawirujemy między wielkimi polami, a w końcu przedzieramy się przez rzepak na zapleczu jakiegoś gospodarstwa. Wychodzimy w Suchodołach. Chwila przerwy, kupujemy coś do picia, idziemy dalej.
Docieramy do Ludmiłówki. długiej ulicówki o ciekawej historii. Urodzajne gleby od stuleci przyciągały w te rejony ludzi.. Problem w tym, że nie ma tu nigdzie wody, żadnych rzeczek czy stawów. Kopano studnie, ale z powodu bardzo niskiego poziomu wód gruntowych, musiały być one bardzo głębokie, miały ponad 80 metrów. Budowa takich studni były przedsięwzięciem kosztownym, przekraczającym finansowe możliwości mieszkańców. Budowano je więc wspólnymi siłami i wspólnie użytkowano. Dziś mieszkańcy korzystają z wodociągów, ale cztery studnie przypominają o dawnej historii wsi. Ostatnimi laty zostały wyremontowane i opatrzone informacją , do kogo należały. Nie można napić się jednak z nich wody, służą już tylko jako pamiątka dawnych czasów. Lustro wody jest tak głęboko, że niemal go nie widać.
Mijamy Ludmiłówkę, akurat odbywa się odpust, i kierujemy się na północny zachód w stronę Zastocza. Szosa się skończyła i maszerujemy teraz drogą biegnącą skrajem lasu. Drogi nie pokrywają się z przebiegiem dróg na mapie i nawigacja jest trudna. Schodzimy ścieżką w dół głębokiego, porośniętego gęstym lasem, jaru. To dziwne miejsce, przypominające bardziej Beskidy niż Lubelszczyznę, jest ciemno i wilgotno, słońce tu niemal nie dociera. Po 2 kilometrach wychodzimy na drugą stronę we wsi Zastocze. Przy nieczynnym sklepie stoją dwa urocze fotele, wyjęte niczym z latynoskiego filmu. Urządzamy kolejny odpoczynek. Jest 15, mamy już trzygodzinne opóźnienie. Ania miała zrobić z nami 30 km i wsiąść o 16 w Chruślinie do busa do Opola, ale do Chruśliny mamy jeszcze kilkanaście kilometrów! Oto nadarza się wspaniała okazja na autostop. Przed naszymi oczami przejeżdża policyjny patrol, wpierw w jedną stronę, potem w drugą. Ania macha, samochód się zatrzymuje i policjanci - nieco zaskoczeni - godzą się zabrać ją do Annopola, skąd - jak się wkrótce dowiadujemy - niemal od razu łapie busa do Opola. Ania jedzie, a my wdajemy się w rozmowę z nieco podpitym pięćdziesięcioletnim mężczyzną. Mówi prawdziwą lubelską gwarą, literacka polszczyzna jest mu zupełnie obca. Chwali się, że dwa razy został skazany za pobicie, pierwszy raz dostał wyrok w zawieszeniu, za drugim razem trafił do więzienia, który wszak już po tygodniu opuścił - karę więzienia zamieniono mu na obrożę elektroniczną. Nasz rozmówca sprawia wrażenie osoby łagodnej i sympatycznej, kogo więc i dlaczego pobił? Najechał wraz z kolegami sąsiednią wieś, doszło do bójki, przyjechała policja... Dlaczego najechał sąsiadów? Wrogość między Zastoczem a Grabówką istniała od zawsze, już pradziadowie bili się między sobą, to taki odwieczny rytuał...
Za Zastocza kierujemy się na północ. Podążamy piękną żwirową drogą wśród łanów zbóż, upraw porzeczek i ukwieconych łąk. Mamy jeszcze do przejścia ponad 20 kilometrów. W Boiskach przy sklepie mamy kolejny postój: pijemy piwo, Czarek wcina płatki owsiane, jemy kanapki. Podchodzą dwie młode dziewczyny, pytają nieśmiało, co my właściwie tu robimy i dokąd zmierzamy, widziały nas bowiem wcześniej w Ludmiłówce. Dziewczyny są z Opola Lubelskiego. Przyjechały samochodem i zabrały hydrant z miejscowej Straży Pożarnej, są bowiem członkiniami miejscowej Młodzieżowej Ochotniczej Straży Pożarnej i szykują się na jutrzejsze zawody.
Za Boiskami kierujemy się szosą na północ w stronę Owczarni i Chruśliny. Docieramy tam o 19.15, mamy ponad trzy godziny opóźnienia. Decydujemy się iść szosą, to najprostsza droga, a do Opola mamy jeszcze kawał. Ruch jest niewielki, ale Czarek ma już dość marszu i postanawia łapać stopa. Mam wrażenie, że pozostali też pojechaliby razem z nim. Jestem zdegustowany, w końcu przyjechaliśmy przejść pięćdziesiąt kilometrów, taka dezercja nie przystoi, to nie fair! Nie oglądam się na innych i zaczynam przyspieszać. Niech jadą, ja tę pięćdziesiątkę przejdę. Minął już czterdziesty kilometr, po kilku kilometrach koledzy znikają z horyzontu. Idę wyjątkowo szybko, ponad 6 kilometrów na godzinę. Po kilku kilometrach mijam Kluczkowice i skręcam na drogę do Wrzelowca.
Do Wrzelowca docieram o 20.30. Oglądam bardzo ładny klasycystyczny kościół i zabytkową plebanię i idę dalej. Do Opola pozostało mi jeszcze 7 km. Ściemnia się, idę ruchliwą, mało sympatyczną szosą. Artur idzie za mną, Czarek i Adam pojechali autostopem. Adam - w poszukiwaniu miejsca do rozbicia namiotu - wrócił jednak na obrzeża miasta. Zostawił swój dobytek przy cmentarzu i wyszedł nam na spotkanie. Spotykamy się w miejscowości Elżbieta. Wspólnie czekamy na Artura, który kuśtykając z powodu bąbla, pojawia się po kilkunastu minutach. Jego kołyszący się chód błędnie sugeruje spożycie co najmniej trzech Harnasi. Po krótkim odpoczynku idziemy do Opola. Skręcamy w obwodnicę miasta, którą - o dziwo - nic nie jeździ. Jest ciemno, cicho i dość chłodno. W poszukiwaniu plecaka Adam skręca w boczną ścieżkę, ale po chwili wycofuje się, gdy okazuje się, że to nie tam. Po trzech próbach Adam odnajduje drogę na cmentarz i swój dobytek. Za chwilę rozstawi sobie namiot, my zaś kierujemy się na rynek, gdzie mieści się nasz hotel. Docieramy tam o 22.45. W nogach mamy 56.4 km, a w głowie mnóstwo wrażeń!
.
Kraśnik, 6.15, właśnie wyruszamy w drogę!
Wyżnianka. Łąka porośnięta makami.
Wyżnianka.
Pofałdowany krajobraz w pobliżu Wólki Olbięckiej.
Olbięcin. Zabytkowa oficyna z 1787. To tu miał nocować Stanisław Poniatowski w drodze do Kaniowa.
Okolice Olbięcina.
Okolice Olbięcina.
Droga polna do Suchodołów.
Szosa do Ludmiłówki.
Ludmiłówka. Jedna z czterech zabytkowych studni.
Ludmiłówka. Lista współwłaścicieli jednej ze studni, jej stan aktualny i sprzed 50 lat.
Zdobiona obora w Zastoczu.
Zastocze. Zaplecze sklepu przypomina południowoamerykański bar.
Boiska-Kolonia. Kościół p.w. Zwiastowania Pańskiego zbudowany w latach 1861-73
Zabytkowa chałupa w Boiskach-Kolonii.
Kluczkowice. Przydrożny krzyż.
Wrzelowiec. Klasycystyczny kościół p.w. Świętej Trójcy. Jest to budowla na planie ośmiokąta. Powstała w latach 1777-84 z fundacji kasztelanowej krakowskiej, Zofii Lubomirskiej.