czwartek, 31 grudnia 2015

21-22.11.2015 - NOCNE MANEWRY SKPB: Pilawa - Huta Garwolińska (ok. 20 km)

Uczestnicy: Artur K., Ewa S. Mysza, Adam O., Grzegorz B.

Nocą można przepychać kolejne "dobre" ustawy, jak ma to ostatnio w zwyczaju Sejm, ale można również chodzić po lesie w poszukiwaniu punktów kontrolnych. To drugie wydaje się przyjemniejsze. Coroczne nocne manewry Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich odbywają się już od kilku lat, wzbudzając coraz większe zainteresowanie, ale my na takiej imprezie debiutujemy. Nakłoniła nas do tego Mysza, za co jesteśmy jej bardzo wdzięczni. Tworzymy grupę o wdzięcznej nazwie "Mysie Bobki". Niezbyt ufni w nasze zdolności orientacji w ciemnościach wybieramy łatwiejszą trasę "beskidzką" (bardziej doświadczeni uczestnicy mogą wybrać trasę tatrzańską , alpejską a nawet himalajską - różnią się one długością i trudnością w znajdowaniu punktów. Rano w sobotę organizatorzy informują, że manewry odbywają się w okolicach Pilawy. Godzina naszego startu: 18.50.
W Pilawie jesteśmy po 17. Na ulicy widać nieprzebrane tłumy ludzi: maszerują w tym samym kierunku co my, do pobliskiej szkoły, lub też udają się na punkt startowy. Meldujemy się w szkole, w biurze zawodów. Stoimy cierpliwie w kolejce do stolika, gdzie dają nam kartę zawodów, tabliczkę czekolady i regulamin. Do zaliczenia mamy 16 punktów kontrolnych, ulokowanych na drzewach, tzw. lampionów. Należy kredką spod lampionu wypisać kod do karty. Mamy na to 300 minut, za spóźnienia są punkty karne. Nieznalezienie lampionu i brak wpisu do karty karany jest 90 punktami. Organizatorzy rozstawili też punkty zmyłkowe, tzw. punkty stowarzyszone, które położone są w pobliżu punktów kontrolnych - ich wpisanie do karty jest karane 25 punktami. Wizyta w sklepie, drobne zakupy i ruszamy do punktu startowego!
W punkcie startu, oddalonym od centrum Pilawy, o kilometr, kolejne grupy w kilkuminutowych odstępach ruszają w trasę. W końcu nasza ekipa przez niejakiego Pingwina poproszona na start. Pingwin wręcza nam mapę w skali 1:25 000 i informuje, jak wpisywać kody z punktów kontrolnych na kartę. Zapalamy czołówki i z piętnastominutowym opóźnieniem ruszamy! Jest 19.05.
Punkt kontrolny numer 1, niejako na rozgrzewkę, jest bardzo łatwy do odnalezienia. Znajduje się 500 metrów od startu, tuż przy drodze. Nie można go przeoczyć, bo kłębi się przy nim tłumek widocznych z daleka uczestników. Idziemy dalej, skręcamy, zagłębiamy się w las, znów skręcamy. Szukamy punktu numer 2. Rozchodzimy się po lesie w miejscu, gdzie naszym zdaniem powinien się znajdować, ale go nigdzie nie widać. Mijają minuty i nic. W końcu komuś z nas udaje się go wypatrzeć, z drogi jest niewidoczny. Mamy punkt numer 2, łapiemy bluesa, jest dobrze. Idziemy dalej pewnym krokiem. Widok dziesiątek światełek czołówek osób maszerujących po lesie w różnych kierunkach i łyk gorzkiej żołądkowej wprowadzają nas w świetny nastrój. Punkty 3, 4 wymagają kluczenia po lesie, ale ostatecznie dość szybko je odnajdujemy. Punkt 5 wymaga przedzierania się przez krzaki i nie jest łatwy do odnalezienia, ale pomagają nam w tym jakieś dziewczyny, które też go szukają. No a potem wspinamy się na wysoką wydmę w poszukiwaniu punktu 6. Chodzimy w licznym gronie po lesie przez pół godziny, ale lampionu ani śladu. Wracamy, raz jeszcze wspinamy się na wydmę, wszystko na nic. Mijają kolejne minuty i nie ma wyjścia, musimy iść dalej, może lampion ukradli, może go zwiało? Wracamy, ale po drodze gubimy orientację, Adam krzyczy, że idziemy w złym kierunku, rzut oka na kompas wskazuje, że ma rację. Zaliczamy punkt 7, z punktem 8, ukrytym głęboko między wydmami, mamy kłopot i ostatecznie, jak się potem okazało, znajdujemy jedynie punkt stowarzyszony, co nas kosztuje 25 pkt karnych. Do punktu 9 prowadzą nas dziesiątki światełek. Trzy kolejne punkty wymagają kluczenia po lesie, ale łatwo je znajdujemy. Większy problem sprawia nam punkt 13, którego szukamy kilkanaście minut. Wychodzimy na szosę w pobliżu Huty Garwolińskiej i pozostają nam już do odnalezienia tylko trzy punkty. W ferworze poszukiwań zapomnieliśmy o kontroli czasu i nagle okazuje się, że minęła już 1 w nocy. Regulaminowe pięć godzin minęło jak z bicza. Na pewno dostaniemy punkty karne za spóźnienie. Mamy problemy, nie możemy znaleźć przecinki, a potem punktu 15 szukamy nie tam gdzie trzeba i tracimy 20 minut. Punkt 16, ostatni, ma kilka punktów stowarzyszonych, ale dzielnie odnajdujemy ten właściwy. Uf, możemy gnać do mety. Brakuje nam jednego punktu kontrolnego, mamy spóźnienie, ale generalnie poszło nam nieźle. Wpisują nam godzinę powrotu i zabierają kartę. Bierzemy po kiełbasie, w kotle przy ognisku czeka herbata...  
Zabawa była przednia i w drodze powrotnej do domu obiecujemy sobie stawić się na kolejną edycję manewrów. Następnego dnia sprawdzamy wyniki. Dostaliśmy 187 punktów karnych i w naszej grupie zajęliśmy 6 miejsce na 42 zespoły. Pozostało uczucie niedosytu: gdybyśmy odnaleźli punkt 6, wygralibyśmy. Ale, prawdę mówiąc, wyniki nie są istotne. Chodzi o zabawę i nocny spacer po lesie. Polecam wszystkim miłośnikom lasów, marszów i łamigłówek.



W oczekiwaniu na start (zdjęcia, te i następne, dzięki uprzejmości Myszy)



Chwila zadumy przy punkcie kontrolnym.



Kolejny punkt kontrolny.



Nasza karta startowa z pierwszymi punktami kontrolnymi. 

czwartek, 24 grudnia 2015

11.11.2015 - Głuchów - Lesznowola - Lisówek - Żyrówek - Wola Żyrowska - Drwalew - Chynów (24.3 km)

Uczestnicy: Artur K., Grzegorz B.

W Warszawie nie było sensownego marszu niepodległości, więc postanowiliśmy  zamanifestować dwuosobowo pod Warszawą. Nasz marsz, jest - trudno to ukryć -  skromny liczebnie, ale ma za to dłuższą trasę. No i jest całkowicie spontaniczny i pozbawiony elementów ksenofobicznych, nikt nie protestuje i nikt się z nikim nie bije. Rozpoczynamy w Głuchowie, wsi położonej kilka kilometrów na północ od Grójca. Za wysokim parkanem znajduje się dworek, brama jest otwarta. Wchodzimy, mijamy zaniedbany park i naszym oczom ukazuje się zdewastowany dworek. Wszystko wskazuje na to, że właściciel - zapewne z powodów finansowych - przerwał remont budynku. Nie wiemy, rzecz jasna, do kogo należy dworek, ale ktokolwiek by nim nie był, już dawno przestał się interesować swą własnością. Naszym oczom ukazuje się obraz nędzy i rozpaczy:  śmieci, butelki,  worki, pozostałości jakichś materiałów budowlanych. Powstał około I wojny światowej, jest budowlą piętrową nakrytą dachem czterospadowym, zwieńczoną attyką. Zdegustowani szybko opuszczamy posesję i udajemy się do miejscowego sklepu po żurawinówkę.
Obszar na wschód od Głuchowa jest wyjątkowo malowniczy: stawy rybne ciągną się aż po horyzont. W większości z nich nie ma wody, czarna ziemia kontrastuje ze złotymi trzcinowiskami, jest cicho, spokojnie i bardzo pusto. Czasem przelatują ptaki, jedyni lokatorzy tych bezludnych miejsc. I oto jesteśmy już we wsi Lesznowola, gdzie znajduje się kolejny dwór. Skromna budowla z piętrowym skrzydłem i parterowym korpusem, podobnie jak dwór w Głuchowie, czeka na remont i lepsze czasy -  niegdyś była to zapewne szkoła. Od lat nic się tu nie dzieje, dwór niszczeje. Za Lesznowolą mijamy dziwne pagórki o - jak nam potem wyjaśniono - wojskowym przeznaczeniu, z betonowymi schronami. Ponoć w czasach PRL stacjonowało tu wojsko. Mijamy ośrodek dla uchodźców, teraz opustoszały, być może przygotowywany na przyjęcie uchodźców. Niepokojące hałasy dobiegające zza wysokiego parkanu to zapewne odgłosy intensywnego remontu. Za wsią Lisówek przedzieramy się przez las, idziemy na azymut, mijamy Żyrówek i Wolę Żyrowską. Szosą dochodzimy do Drwalewa. Drwalew to miejscowość o ciekawej historii. Znajduje się tu klasycystyczny kościół i pałac z połowy XIX wieku, z jońskim portykiem i czterospadowym dachem z oficynami po obu stronach. Pałac pełni funkcję ośrodka konferencyjnego. Miejsce ładne, w sam raz na większą imprezę. W Drwalewie w 1928 roku Stanisław Klawe założył fabrykę Wytwórni Surowic i Preparatów Weterenaryjnych i Ziołowych. Przedwojenne budynki mieszkalne dobrze komponują się z otoczeniem. Po wojnie istniał w tym miejscu PGR, prywatną fabrykę upaństwowiono.
Idziemy do Chynowa. Zapada zmrok. Na drodze napotykamy na pełną puszkę piwa Mocnego Kuflowego. To niespodziewane znalezisko spożywamy przy siedemnastowiecznym drewnianym kościele w Chynowie. Jest bardzo cicho, nieliczni przechodnie zdążają do sklepu po browar. Udajemy się na stację kolejową. Marsz niepodległości dobiega końca.


           
Zrujnowany modernistyczny pałac w Głuchowie zwieńczony charakterystyczną attyką  Powstał w pierwszej ćwierci XX wieku dla rodziny Krzemuskich. Teraz czeka na remont i lepsze czasy. 



Stawy Głuchowskie. W większości nie ma wody, ale miejsce jest piękne. 



Stawy Głuchowskie. 



Stawy Głuchowskie. 



Stawy Głuchowskie. 



Lesznowola. Dwór z II poł. XIX w. Składa się z parterowego korpusu i piętrowego skrzydła. Kiedyś mieściła się tu szkoła, obecnie budynek stoi pusty. 



Lesznowola. Północna fasada dworu. 



Betonowy bunkier pod Lesznowolą. Wybudowano go w czasach PRL. 



Chybotliwy mostek na rzeczce Kraska pod Żyrówkiem. 



Barokowy kościół w Drwalewie. 



Klasycystyczny pałac w Drwalewie. Powstał w drugiej ćwierci XIX w. dla rodziny Krzywoszewskich. Po obu stronach podjazdu zachowały się dziewiętnastowieczne oficyny.   



Chynów. Drewniany kościół p.w. Świętej Trójcy, XVII w. Zdjęcie z czerwca 2012 r. 

wtorek, 8 grudnia 2015

07.11.2015 - Maciejowice - Zakręty - Polik - Krępa Nowa - Krępa Stara - Nowy Helenów - Łaskarzew (24.1 km)

Uczestnicy: Artur K., Joanna P., Sława W., Grzegorz B.

Ostatnie miesiące roku 2015 nie są chyba szczęśliwe dla PKP. Pociągi stają w szczerym polu, nie dojeżdżają na czas, gubią się we mgle... Takoż było z naszym, który już na starcie na Warszawie Wschodniej miał 60 minut opóźnienia. Rezygnujemy z usług Kolei Mazowieckich i oto jesteśmy w Maciejowicach. Maciejowice kojarzą się głównie z klęską wojsk polskich w czasie insurekcji kościuszkowskiej. 10 października 1794 roku rosyjski korpus Iwana Fersena rozbił wojska polskie dowodzone przez Kościuszkę, co przesądziło o upadku powstania. Kościuszko został pojmany w trakcie odwrotu pod wsią Krępa, skłuty przez Kozaków spisami, okradziony z zegarka, portfela, odzieży i butów, a następnie ciężko raniony w głowę szablą przez rosyjskiego oficera. Wkrótce rozpoznano, kim był ranny - Kościuszkę niezwłocznie przetransportowano go do pałacu w Podzamczu i opatrzono. Po kilku dniach konwój z Naczelnikiem ruszył w stronę Petersburga. Kościuszkę osadzono w Twierdzy Pietropawłowskiej, gdzie przebywał dwa lata. Już nigdy nie powrócił do Polski.W budynku ratusza w maciejowickim rynku zgromadzono pamiątki po Naczelniku, jest też makieta pola bitwy.    
Zmierzamy ostatnią drogą Tadeusza Kościuszki. Idziemy na północny wschód, przez dziwny, niepokojący krajobraz, ni to nieużytki, ni to łąki, ni to lasy. Przechodzimy mostem na drugą stronę rzeczki Pytłochy, mijamy małą wieś Zakręty, a potem Polik. Tędy właśnie zmierzał Naczelnik, 221 lat temu, kierując się w stronę Łaskarzewa. Czy tak wyglądały wówczas te tereny? We wsi Krępa, w miejscu, w którym dopadli go Kozacy, usypano w 1861 roku niewielki kopiec.Dalsza trasa wiedzie przez las, wieś Nowy Helenów, do Łaskarzewa. Tędy miał iść Naczelnik. Nigdy tam nie dotarł.
Łaskarzew, niewielkie, pięciotysięczne miasteczko, zachował dawny układ architektoniczny z rynkiem i kościołem. W sklepie na ulicy Alejowej kupujemy ostatni egzemplarz krupnika. Dyskretnie delektujemy się nabytkiem na ławeczce w Rynku. Jak na głęboką jesień jest bardzo ciepło. Konwersujemy - z nie do końca jasnych powodów - po angielsku, idzie to nam całkiem sprawnie, skutkiem czego  miejscowe dzieci biorą nas za ekscentrycznych zachodnich turystów. Jeszcze jedno piwo w Bella Pizza i idziemy na stację. Niestety zła passa PKP trwa nadal: pociąg Kolei Mazowieckich opóźnia się 40 minut...



Maciejowice. Dawny szpital (1796 r.), obecnie opuszczony, popada w ruinę.



Maciejowice. Klasycystyczny ratusz z początków XIX w., izba pamięci Tadeusza Kościuszki.



Rzeczka Pytłocha w pobliżu wsi Zakręty.



Okolice wsi Zakręty. 



Wieś Zakręty .



Okolice Krępy Nowej. Zdjęcie wykonała Joasia.



Krępa Stara. Kopiec Kościuszki. Usypała go w 1861 miejscowa ludność. W tym miejscu pojmano Naczelnika -  miał paść z okrzykiem: "Finis Poloniae!". Tablica i krzyż upamiętniające Tadeusza Kościuszkę zamontowano w 1917 roku. Zdjęcie wykonała  Joasia. 



Okolice Krępy Starej. 



Kapliczka przydrożna. Okolice Nowego Helenowa. 



Nowy Helenów.



Łaskarzew. Kościół Podwyższenia Krzyża, XIX w., odbudowany po wojnie. Łaskarzew utracił prawa miejskie w 1869 roku i odzyskał je w 1969, równo po stu latach.  


środa, 25 listopada 2015

17.10.2015 - Seroczyn - Łomnica - Jedlina - Lipiny - Płomieniec - Jeziorek - Łączka - Koszewnica (26.5 km)

Uczestnicy: Artur K., Grzegorz B.

Poranny autobus z Warszawy do Stoczka Łukowskiego zawozi nas do Seroczyna, położonego 10 kilometrów na północny zachód od Stoczka. Jesteśmy na prawdziwych rubieżach województwa mazowieckiego, kilka kilometrów dalej zaczyna się już Lubelszczyzna. Popegierowski Seroczyn wita nas typowo angielską mgłą i mżawką. Mijamy neogotycki kościół i bloki mieszkalne, które w tak małych miejscowościach wydają się szczególnie nie na miejscu - ze względów oszczędnościowych władze upychały pracowników PGR w klitkach, choć co jak co, wolnej przestrzeni jest tu w nadmiarze. Niewielki Seroczyn może się pochwalić aż dwoma dworami.  Stary dwór powstał w I połowie XIX wieku i był parterowym budynkiem nakrytym dachem naczółkowym. W jego pobliżu majętna rodzina Wernerów postawiła pod koniec XIX w. nowy dwór: eklektyczny, piętrowy budynek z gankiem i werandą. Budynek jest zrujnowany, należy do Agencji Rynku Rolnego. Na piętrze, zapewne jedynym miejscu nadającym się do zamieszkania, wciąż są lokatorzy.
Idziemy szosą na północ do wsi Łomnica, a potem drogami gruntowymi do Jedliny, Lipin i Płomieńca. Te słabo zaludnione obszary idealnie nadają się zarówno do pieszych wędrówek, jak i rowerowych eskapad. Dominują niewielkie przysiółki położone wśród podmokłych łąk, bagien i lasów. Za Płomieńcem, usytuowanym w bliskim sąsiedztwie znanej nam z serialu "Ranczo" wsi Jeruzal, kierujemy się do rezerwatu Florianów. Tereny są dzikie i bezludne - na odcinku kilkunastu kilometrów jedyną miejscowością jest niewielka wieś Jeziorek. Zieleń - symbol lata - powoli ustępuje jesiennym już kolorom: czerwieni i żółci. Na północ od wsi Topór droga wiedzie między bagnami i malowniczymi oczkami wodnymi. Za mostem na rzeczce Kostrzyń krajobraz otwiera się na przepastne łąki. Mijamy wieś Łączka i jesteśmy już w Koszewnicy, celu dzisiejszej wycieczki, usytuowanego na linii kolejowej do Siedlec. Nie pozostaje nam nic innego, jak udać się pociągiem w drogę powrotną... I czekać na nieco lepszą aurę...



Seroczyn. Neogotycki kościół Nawiedzenia NMP. 



Seroczyn. Dwór Wernerów z końca XIX w. Niestety zrujnowany, choć ma mieszkańców.



Seroczyn - północna fasada dworu Wernerów. 



 Seroczyn. Stary dwór Cieszkowskich z połowy XIX w.  Z chwilą wybudowania nowego dworu pełnił funkcję oficyny lub lamusa. Dziś jest od niego w znacznie lepszym stanie. 



Zaskakujące rozwiązanie komunikacyjne w Jedlinie. 



Lipiny przygotowują się do wizyty biskupa. 



Okolice Płomieńca. 



Rezerwat Florianów. Jego nazwa upamiętnia Floriana Cieszkowskiego, starostę kleszczewskiego i kawalera orderu św. Stanisława, który - jak glosi napis - "apoplexią tknięty d. 11 sierpnia 1798 r. w tym miejscu życie zakończył".



Okolice wsi Topór.



Malownicze oczko wodne w pobliżu Topora. 



Łąki już żółcieją. Jesień idzie, nie ma na to rady... 



Rzeka Kostrzyń jest dopływem Liwca i ma 45 kilometrów. Cała dolina rzeki jest objęta ochroną  Natura 2000 ze względu na występujące tu liczne gatunki ptaków.


piątek, 20 listopada 2015

10.10.2015 - Płońsk - Cieciórki - Kolonia Słoszewo - Słoszewo - Smardzewo - Sarbiewo - Dłużniewo - Galomin - Krościn - Baboszewo (27.5 km)

Uczestnicy: Artur K., Joanna T., Grzegorz B.

I oto znów jesteśmy w Płońsku, ostatnio często tu gościmy. Autobus, którym mieliśmy pojechać gdzieś dalej, już odjechał bez nas i musimy zmodyfikować pierwotne plany. Kierujemy się  na północ, przez miasto, do ruchliwej szosy krajowej na Mławę i Olsztyn. Za Cieciórkami skręcamy w prawo  i  szosą i drogami żwirowymi podążamy do Smardzewa. Przez cały dzień towarzyszy nam ciepła i słoneczna pogoda, jest bardzo zielono, trudno uwierzyć, że mamy już prawdziwą jesień. Krajobraz ma w sobie coś melancholijnego i zarazem uroczystego, liczne wierzby płaczące każą myśleć o upływie czasu i sprawach ostatecznych. Smardzewo to bardzo ładna wieś z drewnianymi chałupami położona nad Raciążnicą. Murowany kościół wybudowano tuż przed wojną, niedługo później został zniszczony w czasie działań wojennych. Skręcamy na zachód do Sarbiewa. Drewniany, siedemnastowieczny kościół miał więcej szczęścia od swojego  kolegi ze Smardzewa, przetrwał wojnę i prezentuje się nadzwyczaj okazale.We wnętrzu na uwagę zasługują trzy barokowe ołtarze z XVIII w. Z Sarbiewa pochodził Maciej Sarbiewski, piszący po łacinie, znany w całej Europie, poeta barokowy. Kierujemy się do położonego 2 km na zachód Dłużniewa. Zachował się tu dziewiętnastowieczny dworek, niestety oszpecony wskutek powojennych przeróbek i żółto-niebieskiej elewacji. Dworek, położony przy ruchliwej trasie do Olsztyna, trudno uznać za wybitne dzieło architektury, ale miejsce warte jest odwiedzin - mieści się tu bardzo przyjemna i niedroga restauracja serwująca pyszne pierogi i inne niewyszukane dania. Za Dłużniewem krajobraz się zmienia: dominują wielkie pola i małe przysiółki. Zachodzi słońce, ale nadal jest bardzo ciepło, robi się jeszcze bardziej melancholijnie, nawet krowy wydają się smutne. Baboszewo, nasz dzisiejszy cel podróży, to duża gminna miejscowość z neogotyckim kościołem, licznymi sklepami, barem i pizzerią. Jest tu też stacja kolejowa, która pozwala nam szybko i bezpiecznie ewakuować się do Warszawy, co też czynimy.



Okolice Słoszewa. Niewiele wskazuje, że to już środek jesieni. 



Melancholijne wierzby w okolicach Słoszewa. 



Wyborczy plakat przypomina o zbliżających się wyborach. Co ciekawe na plakatach daje się zauważyć tylko jedna opcja polityczna...



Smardzewo. Przez tą uroczą wioskę przepływa Raciążnica. W tle przedwojenny kościół. 



Okolice Sarbiewa. 



Sarbiewo. Siedemnastowieczny kościół p.w. św. Stanisława. Na uwagę zasługują trzy barokowe ołtarze i gotycka monstracja. Z Sarbiewa pochodził Maciej Sarbiewski, słynny barokowy poeta piszący po łacinie. Jego wiersze jeszcze za życia poety doczekały się kilkudziesięciu wydań w całej Europie. Był najbardziej znanym za granicą polskim pisarzem do czasu Henryka Sienkiewicza. 



Dworek w Dłużniewie, wybudowany w połowie XIX. Oszpeciły go powojenne przebudowy i przeróbki oraz kolorowa, krzykliwa elewacja. Warto jednak zajrzeć do mieszczącej się wewnątrz restauracji. 


  
Raciążnica w okolicach Galomina. 



Okolice Galomina. 




Kapliczka w Krościnie.


Zachód słońca na polach pod Baboszewem. 



Drewniana chata w Baboszewie.



Baboszewo. Neogotycki kościół MB Częstochowskiej. Wybudowano go przed I wojną światową według projektu znanego warszawskiego architekta Stefana Szyllera. Szyller zaprojektował m.in. bramę i dawną bibliotekę Uniwersytetu Warszawskiego, budynki Politechniki Warszawskiej i budynek Zachęty.