poniedziałek, 2 marca 2015

28.02.2015 Węgrów - Górki Borze

Uczestnicy: Ania S., Ula P., Artur K., Grzegorz B.
napój wzmacniający: Kukułka (Polmos Wrocław), 32 %

Mamy sobotę, więc znów trzeba się przewietrzyć. Zbiórka o 8 na Dworcu Autobusowym przy Lubelskiej.
Jedziemy do Węgrowa w składzie Ania S., Artur K, dawno nie widziana na trasie Ula P i moja skromna osoba kronikarza. Mam wielki sentyment do Węgrowa, w którym spędziłem tydzień na praktykach laboratoryjnych, ale było to już niemal 20 lat temu... W Węgrowie czas się z pewnością nie zatrzymał, miasto śmiało wyrywa do przodu,  od czasów mojego w nim pobytu  powstały centra handlowe, wybudowano dziesięć Biedronek, a Rynek przed kościołem pokryto kostką. Oferta handlowa zniewoliła uczestników wycieczki, więc po wyjściu z autobusu skierowali swoje kroki do Galerii Mistrza Jana, nazwanej tak na cześć najsłynniejszego węgrowianina Jana Twardowskiego, który przed udaną wyprawą na księżyc zostawił w węgrowskim kościele swoje lustro. W Galerii Ula zakupiła w sklepie jej ulubionej sieci Pepco kogucika i motylka na patyku oraz szklane kulki, które później w czasie marszu rozrzucała z lubością licząc, że przyniosą szczęście znalazcy. Nie mogliśmy nie zajrzeć do Biedronki. Ku naszemu zaskoczeniu węgrowska Biedronka może się poszczycić imponującą ofertą win i różnorakich alkoholi, zapewne największą na Mazowszu. Skromnie wybraliśmy jeden trunek, nieznany nam, niewidziany nigdzie wcześniej trzydziestodwuprocentowy napój o wdzięcznej nazwie Kukułka, produkt Polmosu Wrocław. Tak zaopatrzeni udaliśmy się wreszcie na zwiedzanie miasta. Zajrzeliśmy do Kościoła Wniebowzięcia NMP, ale był zamknięty i lustra mistrza Jana nie widzieliśmy. Byliśmy w kościele św. Piotra i św. Antoniego, który urzekł nas malowidłami pokrywającymi kopułę. W poszukiwaniu baru udaliśmy się na ulicę Strażacką, gdzie dwadzieścia lat temu mieściła się miejscowa mordownia, w której jak nam wówczas tłumaczono, wchodziło się drzwiami, a wylatywało oknem. Po mordowni nie ma ani śladu, w jej miejscu mieści się chyba sklep. Ania z rosnącą natarczywością domagała się kawy, ale wydawało się, że w tej kwestii nic się nie da zrobić : Węgrów, tak dynamiczny ośrodek handlu, jest gastronomiczną pustynią, przynajmniej w sobotę o 11. A tu niespodzianka! Przy samym Rynku mieści się nowoczesny lokal Libero, w którym podają kawę, drinki i lody. Ania zamówiła cafe macchiato, kronikarz napił się herbaty. Mogliśmy iść dalej. Odwiedziliśmy cmentarz ewangelicki, na którym stoi wspaniała osiemnastowieczna kaplica cmentarna i kościół ewangelicki św. Trójcy. Czas gonił, a my wciąż nie zaczęliśmy trasy.
   Ruszyliśmy asfaltem w stronę wsi Krypy. Na moście na Liwcu wzmocniliśmy się Kukułką. Minęliśmy Krypy i podążaliśmy do Popielowa. Ula rozrzucała kulki z Pepco, inni śpiewali lub krzyczeli. Było bardzo ciepło, z osiem stopni, jak w kwietniu. Przed Popielowem dołączył do nas na chwilę Staszek, kolega Uli, który przejeżdżał w interesach. Ula przejechała się ze Staszkiem do Popielowa, a reszta pomaszerowała tam na piechotę. Jadąc samochodem nadal rozrzucała szklane kulki, ale żadnej nie udało się nam znaleźć. W Popielowie znów się połączyliśmy - na masce samochodu urządziliśmy niewielką sesję fotograficzną, której efekty zostaną wkrótce opublikowane. Łyknęliśmy Kulułki, pożegnaliśmy Staszka, który pojechał ubezpieczać kolejnych zamożnych klientów i poszliśmy dalej błotnistą drogą do Turny. Główną atrakcją Turny jest dziewiętnastowieczny pałac Popielów, niestety w ruinie. Trzeba było podjąć bolesną decyzję o zmianie trasy. Dochodziła 15 i pierwotny plan marszu do Stoczka należało zmodyfikować, jedyny autobus do Warszawy odjeżdżał za godzinę. Za dużo czasu spędziliśmy w Węgrowie. Dotarliśmy do Górek-Grubaków, a potem Górek Borzych. Za wsią przy skrzyżowaniu oczekiwaliśmy na autobus do Warszawy. Zrobiliśmy, wedle wskazania krokomierza, 20.3 km. Niedużo, znacznie poniżej przeciętnej.

1 komentarz: