sobota, 28 marca 2015
14.03.2015 - Załuski - PKP Studzianki Nowe. Fotoreportaż.
Zdunowo. Dwór wzniesiony w latach 1905-10 dla Stanisława i Cecylii Jaworowskich. Wyjątkowo elegancki przykład neobarokowego modernizmu.
Zdunowo. Środkowa część pałacu. Widok od ogrodu.
Smoły - wieś malowniczo położona nad stawem.
Las brzozowy w pobliżu wsi Smoły.
Okolice wsi Zaręby
Okolice Szczypiorna.
Goławice - kapliczka z 1888 r., napis zdradza cechy językowe typowe dla Mazowsza (tzw. mazurzenie).
Goławice - most na Wkrze. Most jest pięciokrotnie pomniejszoną repliką pierwotnego projektu Mostu gen. Grota-Roweckiego w Warszawie.
Odpoczynek przy moście.
Okolice Goławic. Dolina Wkry.
Okolice Goławic. Dolina Wkry.
Okolice Góry Wólki. Widok na dolinę Wkry.
wtorek, 17 marca 2015
14.03.2015 - Załuski - Zdunowo - Wojny - Smoły - Zaręby - Śniadowo - Szczypiorno - Śniadówko - Goławice - Zaborze - Miękoszyn - PKP Studzianki Nowe (26.8 km)
Uczestnicy: Ewa B., Joanna T., Anna Z.
Tym razem udajemy się w dość rzadko odwiedzane przez nas okolice Płońska i Nasielska. Autobusem relacji Warszawa - Ostróda dojeżdżamy do Załusek, wsi gminnej położonej między Zakroczymiem a Płońskiem. Pogoda nie zachęca do spacerów, jest pochmurno, zimno, mokro, wieje silny wiatr. Z Załusek idziemy szosą do Zdunowa, gdzie oglądamy wyjątkowo ładny i stylowy pałac. Neobarokowy pałac w Zdunowie powstał w latach 1905-10 i przypomina bardziej podparyskie rezydencje niż polski dworek. To parterowa budowla z dwukondygnacyjną częścią środkową, nakryta dachem łamanym z niewielkim dwukolumnowym gankiem. Pałac i otaczający go ładny park jest własnością prywatną, ale brama jest otwarta i wchodzimy na teren posesji. Ze Zdunowa idziemy polną drogą, a potem przez las z powrotem do szosy Warszawa - Płońsk. Przechodzimy na drugą stronę i po kilku kilometrach docieramy do wsi Wojny. Szukamy sklepu spożywczego, ale sklepu nie ma - spotykamy natomiast grupę eleganckich mężczyzn i kobiet, która w sobotni poranek wydaje się zupełnie nie na miejscu, jakby wracała z wesela lub udawała się na pogrzeb. To świadkowie Jehowy, którzy próbują nakłonić mieszkańców wsi do zainteresowania sprawami religijnymi, ale pora dnia i pogoda im nie sprzyja. Idziemy dalej drogą na wschód, przez pola i łąki w krajobrazie zupełnie pozbawionym drzew. Hula wiatr, jest bardzo zimno, ale wszelkie niedogodności wynagradzają widoki licznych stad saren i królików, które mylimy z wałęsającymi się psami. W czasie odpoczynku w zagajniku brzozowym Ewa częstuje nas pączkami od Bliklego i te rarytasy wprawiają nas w doskonały nastrój. Mijamy kolejne wsie i docieramy do Szczypiorna, gdzie natrafiamy na pierwszy sklep. Raczymy się z Anią krupnikiem śliwkowym i po krótkim odpoczynku docieramy do mostu w Goławicach. Jak można przeczytać w przewodniku "Polska niezwykła" nowoczesna konstrukcja z pylonem jest pięciokrotnie pomniejszoną wersją warszawskiego mostu Grota-Roweckiego, którego ze względów finansowych ostatecznie pozbawiono pylonu. Ewa odkrywa przed nami fascynujące tajemnice angielskiej fonetyki, potem rozmawiamy o przyczynach niezwykłej popularności "50 twarzy Greya" i fenomenie nie najwyższych lotów literatury erotycznej. Przemierzamy najpiękniejszy fragment trasy i jedno z magicznych miejsc na Mazowszu. Meandrująca Wkra tym miejscu przypomina podgórską rzeką, zachodni brzeg jest stromy, wschodni łagodny z rozległymi łąkami, na których w letnie weekendy mieszkańcy kąpią się i urządzają grilla. Po kilku kilometrach odbijamy od Wkry i zmierzamy szosą na wschód do stacji PKP Studzianki Nowe. W oczekiwaniu na pociąg chowamy się przed wiatrem na schody wiaduktu: szczękamy zębami, robi się coraz zimniej i marzymy już o powrocie. Pociąg przyjeżdża punktualnie - to przecież Koleje Mazowieckie!
Tym razem udajemy się w dość rzadko odwiedzane przez nas okolice Płońska i Nasielska. Autobusem relacji Warszawa - Ostróda dojeżdżamy do Załusek, wsi gminnej położonej między Zakroczymiem a Płońskiem. Pogoda nie zachęca do spacerów, jest pochmurno, zimno, mokro, wieje silny wiatr. Z Załusek idziemy szosą do Zdunowa, gdzie oglądamy wyjątkowo ładny i stylowy pałac. Neobarokowy pałac w Zdunowie powstał w latach 1905-10 i przypomina bardziej podparyskie rezydencje niż polski dworek. To parterowa budowla z dwukondygnacyjną częścią środkową, nakryta dachem łamanym z niewielkim dwukolumnowym gankiem. Pałac i otaczający go ładny park jest własnością prywatną, ale brama jest otwarta i wchodzimy na teren posesji. Ze Zdunowa idziemy polną drogą, a potem przez las z powrotem do szosy Warszawa - Płońsk. Przechodzimy na drugą stronę i po kilku kilometrach docieramy do wsi Wojny. Szukamy sklepu spożywczego, ale sklepu nie ma - spotykamy natomiast grupę eleganckich mężczyzn i kobiet, która w sobotni poranek wydaje się zupełnie nie na miejscu, jakby wracała z wesela lub udawała się na pogrzeb. To świadkowie Jehowy, którzy próbują nakłonić mieszkańców wsi do zainteresowania sprawami religijnymi, ale pora dnia i pogoda im nie sprzyja. Idziemy dalej drogą na wschód, przez pola i łąki w krajobrazie zupełnie pozbawionym drzew. Hula wiatr, jest bardzo zimno, ale wszelkie niedogodności wynagradzają widoki licznych stad saren i królików, które mylimy z wałęsającymi się psami. W czasie odpoczynku w zagajniku brzozowym Ewa częstuje nas pączkami od Bliklego i te rarytasy wprawiają nas w doskonały nastrój. Mijamy kolejne wsie i docieramy do Szczypiorna, gdzie natrafiamy na pierwszy sklep. Raczymy się z Anią krupnikiem śliwkowym i po krótkim odpoczynku docieramy do mostu w Goławicach. Jak można przeczytać w przewodniku "Polska niezwykła" nowoczesna konstrukcja z pylonem jest pięciokrotnie pomniejszoną wersją warszawskiego mostu Grota-Roweckiego, którego ze względów finansowych ostatecznie pozbawiono pylonu. Ewa odkrywa przed nami fascynujące tajemnice angielskiej fonetyki, potem rozmawiamy o przyczynach niezwykłej popularności "50 twarzy Greya" i fenomenie nie najwyższych lotów literatury erotycznej. Przemierzamy najpiękniejszy fragment trasy i jedno z magicznych miejsc na Mazowszu. Meandrująca Wkra tym miejscu przypomina podgórską rzeką, zachodni brzeg jest stromy, wschodni łagodny z rozległymi łąkami, na których w letnie weekendy mieszkańcy kąpią się i urządzają grilla. Po kilku kilometrach odbijamy od Wkry i zmierzamy szosą na wschód do stacji PKP Studzianki Nowe. W oczekiwaniu na pociąg chowamy się przed wiatrem na schody wiaduktu: szczękamy zębami, robi się coraz zimniej i marzymy już o powrocie. Pociąg przyjeżdża punktualnie - to przecież Koleje Mazowieckie!
czwartek, 12 marca 2015
28.02.2015 Węgrów - Górki Borze.
Sesja zdjęciowa w węgrowskiej Biedronce.
Artur i Grzegorz na tle wyjątkowo dobrze zaopatrzonego stoiska z alkoholami. Uszatki z pomponami wypożyczyliśmy ze sklepu na potrzeby sesji. Można je oczywiście kupić za kilka złotych.
Dom Gdański w Węgrowie, osiemnastowieczny zajazd, wielokrotnie przebudowany, obecnie prezentuje się wyjątkowo elegancko.
Miejscowa piekarnia sprzedaje nie tylko chleb.
W Węgrowie zachowało się wiele drewnianych domów.
Specjały z miejscowej cukierni.
Ula i Ania zajadają się rurkami.
Jeszcze jeden piękny dom w Węgrowie.
Ula szukała w Węgrowie kolczyków. Niestety były tylko dla bydła.
Kościół p.w. św. Piotra z Alkantary i św. Antoniego Padewskiego w Węgrowie. Wyjątkowo ładny przykład podlaskiego baroku.
Ania jest szczęśliwa - dostała już swoją kawę.
Węgrów. Osiemnastowieczna drewniana kaplica na cmentarzu ewangelickim.
Węgrów, ul. Narutowicza.
Piękny drewniany dom przy ul.Narutowicza.
Oczko wodne w Krypach
Popielów. Sesja zdjęciowa z samochodem Staszka.
Popielowo. Ruiny gorzelni.
Błotnista droga Popielowo - Turna
Maszerujemy przez Turnę.
Malownicze jeziorko w okolicach Górek-Grubaków.
poniedziałek, 2 marca 2015
28.02.2015 Węgrów - Górki Borze
Uczestnicy: Ania S., Ula P., Artur K., Grzegorz B.
napój wzmacniający: Kukułka (Polmos Wrocław), 32 %
Mamy sobotę, więc znów trzeba się przewietrzyć. Zbiórka o 8 na Dworcu Autobusowym przy Lubelskiej.
Jedziemy do Węgrowa w składzie Ania S., Artur K, dawno nie widziana na trasie Ula P i moja skromna osoba kronikarza. Mam wielki sentyment do Węgrowa, w którym spędziłem tydzień na praktykach laboratoryjnych, ale było to już niemal 20 lat temu... W Węgrowie czas się z pewnością nie zatrzymał, miasto śmiało wyrywa do przodu, od czasów mojego w nim pobytu powstały centra handlowe, wybudowano dziesięć Biedronek, a Rynek przed kościołem pokryto kostką. Oferta handlowa zniewoliła uczestników wycieczki, więc po wyjściu z autobusu skierowali swoje kroki do Galerii Mistrza Jana, nazwanej tak na cześć najsłynniejszego węgrowianina Jana Twardowskiego, który przed udaną wyprawą na księżyc zostawił w węgrowskim kościele swoje lustro. W Galerii Ula zakupiła w sklepie jej ulubionej sieci Pepco kogucika i motylka na patyku oraz szklane kulki, które później w czasie marszu rozrzucała z lubością licząc, że przyniosą szczęście znalazcy. Nie mogliśmy nie zajrzeć do Biedronki. Ku naszemu zaskoczeniu węgrowska Biedronka może się poszczycić imponującą ofertą win i różnorakich alkoholi, zapewne największą na Mazowszu. Skromnie wybraliśmy jeden trunek, nieznany nam, niewidziany nigdzie wcześniej trzydziestodwuprocentowy napój o wdzięcznej nazwie Kukułka, produkt Polmosu Wrocław. Tak zaopatrzeni udaliśmy się wreszcie na zwiedzanie miasta. Zajrzeliśmy do Kościoła Wniebowzięcia NMP, ale był zamknięty i lustra mistrza Jana nie widzieliśmy. Byliśmy w kościele św. Piotra i św. Antoniego, który urzekł nas malowidłami pokrywającymi kopułę. W poszukiwaniu baru udaliśmy się na ulicę Strażacką, gdzie dwadzieścia lat temu mieściła się miejscowa mordownia, w której jak nam wówczas tłumaczono, wchodziło się drzwiami, a wylatywało oknem. Po mordowni nie ma ani śladu, w jej miejscu mieści się chyba sklep. Ania z rosnącą natarczywością domagała się kawy, ale wydawało się, że w tej kwestii nic się nie da zrobić : Węgrów, tak dynamiczny ośrodek handlu, jest gastronomiczną pustynią, przynajmniej w sobotę o 11. A tu niespodzianka! Przy samym Rynku mieści się nowoczesny lokal Libero, w którym podają kawę, drinki i lody. Ania zamówiła cafe macchiato, kronikarz napił się herbaty. Mogliśmy iść dalej. Odwiedziliśmy cmentarz ewangelicki, na którym stoi wspaniała osiemnastowieczna kaplica cmentarna i kościół ewangelicki św. Trójcy. Czas gonił, a my wciąż nie zaczęliśmy trasy.
Ruszyliśmy asfaltem w stronę wsi Krypy. Na moście na Liwcu wzmocniliśmy się Kukułką. Minęliśmy Krypy i podążaliśmy do Popielowa. Ula rozrzucała kulki z Pepco, inni śpiewali lub krzyczeli. Było bardzo ciepło, z osiem stopni, jak w kwietniu. Przed Popielowem dołączył do nas na chwilę Staszek, kolega Uli, który przejeżdżał w interesach. Ula przejechała się ze Staszkiem do Popielowa, a reszta pomaszerowała tam na piechotę. Jadąc samochodem nadal rozrzucała szklane kulki, ale żadnej nie udało się nam znaleźć. W Popielowie znów się połączyliśmy - na masce samochodu urządziliśmy niewielką sesję fotograficzną, której efekty zostaną wkrótce opublikowane. Łyknęliśmy Kulułki, pożegnaliśmy Staszka, który pojechał ubezpieczać kolejnych zamożnych klientów i poszliśmy dalej błotnistą drogą do Turny. Główną atrakcją Turny jest dziewiętnastowieczny pałac Popielów, niestety w ruinie. Trzeba było podjąć bolesną decyzję o zmianie trasy. Dochodziła 15 i pierwotny plan marszu do Stoczka należało zmodyfikować, jedyny autobus do Warszawy odjeżdżał za godzinę. Za dużo czasu spędziliśmy w Węgrowie. Dotarliśmy do Górek-Grubaków, a potem Górek Borzych. Za wsią przy skrzyżowaniu oczekiwaliśmy na autobus do Warszawy. Zrobiliśmy, wedle wskazania krokomierza, 20.3 km. Niedużo, znacznie poniżej przeciętnej.
napój wzmacniający: Kukułka (Polmos Wrocław), 32 %
Mamy sobotę, więc znów trzeba się przewietrzyć. Zbiórka o 8 na Dworcu Autobusowym przy Lubelskiej.
Jedziemy do Węgrowa w składzie Ania S., Artur K, dawno nie widziana na trasie Ula P i moja skromna osoba kronikarza. Mam wielki sentyment do Węgrowa, w którym spędziłem tydzień na praktykach laboratoryjnych, ale było to już niemal 20 lat temu... W Węgrowie czas się z pewnością nie zatrzymał, miasto śmiało wyrywa do przodu, od czasów mojego w nim pobytu powstały centra handlowe, wybudowano dziesięć Biedronek, a Rynek przed kościołem pokryto kostką. Oferta handlowa zniewoliła uczestników wycieczki, więc po wyjściu z autobusu skierowali swoje kroki do Galerii Mistrza Jana, nazwanej tak na cześć najsłynniejszego węgrowianina Jana Twardowskiego, który przed udaną wyprawą na księżyc zostawił w węgrowskim kościele swoje lustro. W Galerii Ula zakupiła w sklepie jej ulubionej sieci Pepco kogucika i motylka na patyku oraz szklane kulki, które później w czasie marszu rozrzucała z lubością licząc, że przyniosą szczęście znalazcy. Nie mogliśmy nie zajrzeć do Biedronki. Ku naszemu zaskoczeniu węgrowska Biedronka może się poszczycić imponującą ofertą win i różnorakich alkoholi, zapewne największą na Mazowszu. Skromnie wybraliśmy jeden trunek, nieznany nam, niewidziany nigdzie wcześniej trzydziestodwuprocentowy napój o wdzięcznej nazwie Kukułka, produkt Polmosu Wrocław. Tak zaopatrzeni udaliśmy się wreszcie na zwiedzanie miasta. Zajrzeliśmy do Kościoła Wniebowzięcia NMP, ale był zamknięty i lustra mistrza Jana nie widzieliśmy. Byliśmy w kościele św. Piotra i św. Antoniego, który urzekł nas malowidłami pokrywającymi kopułę. W poszukiwaniu baru udaliśmy się na ulicę Strażacką, gdzie dwadzieścia lat temu mieściła się miejscowa mordownia, w której jak nam wówczas tłumaczono, wchodziło się drzwiami, a wylatywało oknem. Po mordowni nie ma ani śladu, w jej miejscu mieści się chyba sklep. Ania z rosnącą natarczywością domagała się kawy, ale wydawało się, że w tej kwestii nic się nie da zrobić : Węgrów, tak dynamiczny ośrodek handlu, jest gastronomiczną pustynią, przynajmniej w sobotę o 11. A tu niespodzianka! Przy samym Rynku mieści się nowoczesny lokal Libero, w którym podają kawę, drinki i lody. Ania zamówiła cafe macchiato, kronikarz napił się herbaty. Mogliśmy iść dalej. Odwiedziliśmy cmentarz ewangelicki, na którym stoi wspaniała osiemnastowieczna kaplica cmentarna i kościół ewangelicki św. Trójcy. Czas gonił, a my wciąż nie zaczęliśmy trasy.
Ruszyliśmy asfaltem w stronę wsi Krypy. Na moście na Liwcu wzmocniliśmy się Kukułką. Minęliśmy Krypy i podążaliśmy do Popielowa. Ula rozrzucała kulki z Pepco, inni śpiewali lub krzyczeli. Było bardzo ciepło, z osiem stopni, jak w kwietniu. Przed Popielowem dołączył do nas na chwilę Staszek, kolega Uli, który przejeżdżał w interesach. Ula przejechała się ze Staszkiem do Popielowa, a reszta pomaszerowała tam na piechotę. Jadąc samochodem nadal rozrzucała szklane kulki, ale żadnej nie udało się nam znaleźć. W Popielowie znów się połączyliśmy - na masce samochodu urządziliśmy niewielką sesję fotograficzną, której efekty zostaną wkrótce opublikowane. Łyknęliśmy Kulułki, pożegnaliśmy Staszka, który pojechał ubezpieczać kolejnych zamożnych klientów i poszliśmy dalej błotnistą drogą do Turny. Główną atrakcją Turny jest dziewiętnastowieczny pałac Popielów, niestety w ruinie. Trzeba było podjąć bolesną decyzję o zmianie trasy. Dochodziła 15 i pierwotny plan marszu do Stoczka należało zmodyfikować, jedyny autobus do Warszawy odjeżdżał za godzinę. Za dużo czasu spędziliśmy w Węgrowie. Dotarliśmy do Górek-Grubaków, a potem Górek Borzych. Za wsią przy skrzyżowaniu oczekiwaliśmy na autobus do Warszawy. Zrobiliśmy, wedle wskazania krokomierza, 20.3 km. Niedużo, znacznie poniżej przeciętnej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)