poniedziałek, 14 lutego 2022

04.05.2021 - Studzianki - Turobów - Małgorzatów - Garłów - Boguszyce - Rawa Mazowiecka (22.8 km)

Uczestnicy: Ula P., Adam O., Stefan Sz., Grzegorz B.


Relacja Stefana Sz.


Mija noc pod rozgwieżdżonym niebem, pioruńsko zimna, ale rano pierwszy raz od czterech dni widzimy słońce. Poranek jest dość ciepły, nieco przymglony. Pożywiamy się tym, co zostało z zapasów po czterech dniach wędrówki: kanapka z serem i masłem(!), którą dzielimy na cztery (co prawda wzdłuż, a nie w poprzek, jak fasolę Kaczora Donalda), chlebokruszyny z torebki, jakaś konserwa, zapomniane jajeczko...herbatki oczywiście tradycyjnie nie może zabraknąć. Niespiesznie zwijamy biwak, namioty szczęśliwie nieco podeschły. Jeszcze szybki rzut oka na uroczą polankę na szczycie pagórka, gdzie spędziliśmy noc i w drogę... Mijamy obejście, zdaje się, że dawny młyn na rzece Rękawce, pozdrawiamy gospodarza, ale nie odpowiada, tylko mierzy nas chyba nie całkiem życzliwym wzrokiem. Początek  dzisiejszej trasy jest niezbyt atrakcyjny: szosowy, na szczęście niezbyt usamochodowiony. Kierujemy się na północ, mijając rozrzucone  zabudowania, chyba administracyjnie przynależne do wsi Turobów. Ponieważ właśnie jest godzina odbioru śmieci z poszczególnych gospodarstw, dyskretnie podrzucamy do jednego z pojemników, jak kukułcze jajo, również i nasze. Mijamy krzyżówkę pomiędzy wsiami Turobów i Stanisławów Lipski, po kilku kilometrach wygwizdowa z przyjemnością zapadamy na odpoczynek w lesie. Następne kilka kilometrów to laski, piaski, przysiółki, nawet wąwoziki... Mija nas para jeźdźców, mężczyzna i urocza amazonka, za nimi luzem źrebak. Pozdrawiamy ich, jak wszystkich, są mieszkańcami pobliskiej wsi i wracają do domu z przejażdżki. Bardzo miły sposób spędzania wolnego czasu, który warto by polecić miłośnikom quadów. Koniec lasu i wieś Małgorzatów, ostatnia „leśna” miejscowość na trasie. Na końcu wsi łączka w kwiecisto-wiosennej szacie, za nią bagienne brzegi rzeczki Czerwonki. Ostatni odcinek czterodniowej trasy to biegnąca wzdłuż rzeczki Czerwonki droga w kierunku północno-wschodnim wiodąca...prosto do........Rawy(?)....A właśnie nie! Droga dobrze widoczna na mapach robi nam kuku – skręca w niewłaściwą stronę, zanika, tworzy jakieś fałszywe odgałęzienia, w pewnym momencie jesteśmy na rozstajach dróg prowadzących w trzech kierunkach, z wyjątkiem tego właściwego. Dobre pół godziny krzalujemy na azymut, odnajdując wreszcie naszą drogę, jak gdyby nigdy nic wychodzącą z lasu. Jeszcze chwila marszu i przechwytujemy szosę do Boguszyc. Mijamy  mostek na Czerwonce, teraz niestety tylko asfalt... Jeszcze mostek na Rawce (rezerwat przyrody) i już w oddali wzgórze i bryła kościoła w Boguszycach – zabytek określany kiedyś jako „klasa 0”, późnogotycki, zachowany w prawie niezmienionej formie do dzisiaj. Zbudowany w latach 1550-53 fundacją dziedzica Boguszyc, Wojciecha Boguskiego. Jego patronem jest święty Stanisław Biskup Męczennik. Pierwsze, co rzuca nam się w oczy to dwie beczki (!) z wodą święconą na dziedzińcu (produkcja przemysłowa?). Świątynia jest zamknięta, ale wkrótce jakiś mężczyzna, chyba kościelny, pojawia się z kluczami i wpuszcza nas do środka. Opowiada o historii kościoła, potem przechodzi na tematy ogólne (jest chyba zwolennikiem rządów „silnej ręki”, doświadczenie podpowiada, że lepiej nie wdawać się w bardziej szczegółowe dysputy), póki co podziwiamy wspaniałe wnętrze kościoła, z pozłacanymi figurami św. Biskupa Stanisława i św. Wojciecha.(wspaniale zachowane wnętrza można pooglądać w sieci). My kierujemy się w stronę Rawy, zapadamy przy pierwszym tego dnia sklepiku, pożywiając się pierwszymi od paru dni świeżymi bułeczkami i innymi frykasami. Adam zbiera opeer od sklepowej za wyrzucenie na trawnik skórki od jabłka, bardzo niesprawiedliwie, bo zawsze dzielnie zajmuje się zbieraniem po drodze wszelkiego śmiecia, no ale nie ma przecież sprawiedliwości na tym świecie. Pokrzepieni wędrujemy już prawie miejską drogą w stronę centrum Rawy i przystanku autobusowego, po prawej mijając jeszcze jeziorka (rezerwat) na Rawce. Na przystanku jak zwykle egzystencjalny niepokój : Przyjedzie? A jak przyjedzie, czy zabierze? Naszego autobusu nie ma na rozkładzie. Miał być o 18.20. Ktoś mówi, że będzie o 18.10. Zapytany autochton podaje godzinę 18.50. Klimaty jak z piosenki Kelusa. (Plan „B”: Autobusem do Skierniewic, stamtąd pociąg, który jest jednak najpewniejszym środkiem transportu). Przyjmujemy za właściwą tą ostatnią godzinę, mamy akurat tyle czasu, żeby obejrzeć zamek w Rawie. Ula zostaje przy plecakach, my robimy szybki wypad do zamku. Zamek pochodzi z końca XIV w. , w XV w. był siedzibą samodzielnego Księstwa Rawskiego, a po przyłączeniu Mazowsza do Korony stolicą województwa rawskiego. Zniszczony w czasie najazdu Szwedzkiego w XVII wieku, odbudowany przez Franciszka Lanckorońskiego, ostatecznie zniszczony został przez Prusaków w okresie zaborów. Dziś zachowała się odrestaurowana warownia i fragmenty murów.

W tempie z powrotem na przystanek – wkrótce podjeżdża biało - czerwone monstrum, które dawną świetność pozostawiło zapewne gdzieś na francuskich albo niemieckich drogach . Autobus jest pustawy, kierowca najwyraźniej nie w humorze. Adam znów zbiera opeer za próbę otwarcia bagażnika, który okazuje się dawnym pomieszczeniem WC. Coś najwyraźniej  nie ma dzisiaj szczęścia. Pakujemy plecaki tam, gdzie trzeba i wszystko wskazuje na pozytywne zakończenie, ale nagle kierowca, coraz bardziej nie w humorze, oznajmia, że może nam sprzedać bilety, ale zabierze nas  pod warunkiem, że zgodzą się na to pasażerowie (!!!). Kolejny covido-absurd, bo przecież i tak musimy czymś pojechać. Zapada niezręczna cisza, pasażerowie są najwyraźniej zażenowani koniecznością podjęcia tak drastycznej decyzji, zablokują nam drzwi czy jak? Czy mam przypomnieć sobie moje czasy karate, gdyby nas chcieli wyrzucać siłą? Dziwne nam czasy nastały. Szczęśliwie rozsądek zwycięża, pakujemy się na prawie pusty tył autobusu. I kolejne zaskoczenie, tym razem pozytywne. Pojazd, dobywając zapewne resztki sił, dowozi nas na W-wę Zachodnią w niecałą godzinę. Jest dopiero kilka minut po 19,  właściwie pełny dzień. Jednak grunt, to pozytywne zakończenie.

Tak kończy się pierwsza trasa biwakowa 2021 r. niezupełnie „mazowiecka”, bo wiodąca zachodnią częścią województwa łódzkiego, jednak historycznie należącego jak najbardziej do Mazowsza. Rawa Mazowiecka będzie naszym kolejnym punktem startowym.



      Biwak we wsi Studzianki. Wreszcie wyszło słońce...



Malownicza droga w okolicach Turobowa. 



Droga w stronę Małgorzatowa. 



Lasy pod Małgorzatowem.



Boguszyn. Jan Paweł II w wersji świątkowatej. 



Drewniany kościół w Boguszycach to najwspanialszy przykład szesnastowiecznej drewnianej architektury na Mazowszu. 



We wnętrzu zachowała się oryginalna polichromia. Na Mazowszu nie ma drugiego kościoła o tak fantastycznie zachowanym wnętrzu. 



Poliptyk w ołtarzu głównym w kościele w Boguszycach. 



Dworzec autobusowy w Rawie Mazowieckiej nie zachęca do przyjazdu...



Zamek Książąt Mazowieckich w Rawie Mazowieckiej. Wzniesiony w XIV wieku, wielokrotnie niszczony i odbudowany. Do dziś zachowały się fragmenty obwarowań i baszta.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz