Uczestnicy: Artur K., Michał F., Sława W., Andrzej S. Generał, Iza G., Ela G., Tomek, Grzegorz B.
Relacja Artura K.
Zapowiadając wycieczkę dwa tygodnie wcześniej, można było mieć niemal pewność, że będzie ona przebiegać śladami rodzącej się wiosny. Jednak w marcu jak w garncu, i kiedy sobotnia wyprawa skonkretyzowała swoją marszrutę, okazało się, że powróciło zimno zimowe, skuwające wodę, przenikające nasze kapoty i szczypiące w nos i policzki, i tylko słońce, lekko grzejąc, wołało do nas radośnie: nie traćcie nadziei, wędrowcy!
Przez pustawą Warszawę, pustawymi autobusami, udawaliśmy się wczesnym rankiem na Dworzec Zachodni autobusowy, całkiem zapełniony ludźmi, skąd mieliśmy o 8.15 ruszyć do Tomaszowa Mazowieckiego, w województwie łódzkim. Okazało się jednak, że autobusu nie ma (nie dowierzajcie w stu procentach e-podróżnikowi). Zmieszani lekko rozważyliśmy co robić dalej i przyszedł nam do głowy genialny pomysł: jedziemy do Koluszek, miasta przyciągającego swoją legendą wszystkich prawdziwych obieżyświatów, a więc i nas. Po zakupieniu biletów kolejowych (i tu zaszła zmiana) pozostałą do odjazdu pociągu godzinę postanowiliśmy spędzić w pobliskim parku, znanym naszemu koledze Miśkowi jak własna kieszeń, albowiem chadza on tutaj ze swoimi córeczkami na plac zabaw. Jednakowoż my, wyrośnięci już ponad miarę, nie dla zabawy do niego się udaliśmy – lecz ze świeżo zakupioną butelką w celu jej spożycia, dla ukojenia zszarganych nerw. Udało się nam to wyśmienicie, mimo, że kieliszeczek zsuwał się czasami po oblodzonej nawierzchni cokołu o niewiadomym pochodzeniu ( jego przeznaczenie natomiast wydało nam się oczywiste) wartko i trzeba było wykazywać się pewną zręcznością w jego chwytaniu. Po przedyskutowaniu paru palących kwestii udaliśmy się na właściwy peron i zająwszy miejsca skonstatowaliśmy nagle, że pociąg ten jedzie przecież dalej niż do Koluszek i o dziwo – do samego Tomaszowa! Jak widać geniusz nie ustał w swej zbawiennej tym razem aktywności i zaprowadził nas do planowanego wcześniej miejsca, gdzie nasza warszawska czteroosobowa grupa miała połączyć się z również czteroosobową grupą lubelską. Stało się tak dzięki uprzejmości Pani Konduktorki, która zgodziła się na dopłatę. Z zaledwie półgodzinnym opóźnieniem spotkaliśmy się wszyscy na dworcu.
Tomaszów Mazowiecki jest bardzo ciekawym miastem, ośrodkiem przemysłu hutniczego (XVIII i XIX wiek) i włókienniczego (od XIX wieku), z mnóstwem zabytkowych budowli, głównie XIX- i XX-wiecznych, ale nie mogliśmy, z braku czasu, tym razem tego doświadczyć (już kiedyś Tomaszów zwiedzaliśmy, zapraszamy na opis na blogu) , i – po wizycie w lokalnej piekarni, gdzie Generał zidentyfikował wyborne bułki-gnieciuchy – udaliśmy się w słoneczny poranek w kierunku dużej wsi Ujazd (do 1870 r. miasta, które, jak kilkaset innych, zostało ukarane za Powstanie przez administrację Królestwa Kongresowego taką degradacją). Przez rozsłonecznione przedmieścia doszliśmy do szosy S8 i minąwszy ją znaleźliśmy się nareszcie w krajobrazie wiejskim. Szliśmy przez wsie Komorów, Zaborów II i Sangródz, podziwiając nieliczne wprawdzie ale malownicze drewniane chałupy. Trasa wiodła wzdłuż rzeczki Piasecznicy, nad którą w drugiej z tych wsi zachował się duży młyn, murowany, z masywną drewnianą wieżycą. Jest on częścią większej posiadłości i wygląda na zadbany. Przy nim urządziliśmy pierwszy postój konsumpcyjno-dyskusyjny – tak jakby w trakcie marszu rozmów nam brakowało, hehe. Jajeczka na twardo itepe plus zmasowana krytyka narodu polskiego, którego jesteśmy nieodrodną częścią. Arcyciekawe dzienne Polaków rozmowy z przewidywalną jednak pointą. Pokrzepiwszy się na ciele, duchu i intelekcie ruszyliśmy dalej, chłonąc chciwie widoki – i tylko kapliczko-pomniczek Jana Pawła II i Matki Boskiej w jednej gablotce stojących trochę nas zbił z pantałyku. Całe szczęście wkrótce skręciliśmy w las i tam doświadczyliśmy niesamowitej ilości przygód, z przeskakiwaniem rzeczek i rowów na czele. Nieuchronnie zbliżaliśmy się do Ujazdu. Od XV w. był on miastem prywatnym i kiedy jego właścicielem został Piotr Dunin (zm. 1484) niewielki zamek został znacznie rozbudowany; niestety nie możemy go już podziwiać, albowiem późniejsze, zwłaszcza XIX-wieczne, przebudowy odmieniły go nie do poznania, czyniąc z niego pałac, a właściwie dużą willę w stylu neogotyckim, do 1944 r. będącą w posiadaniu rodziny Ostrowskich, założycieli pobliskiego Tomaszowa. Oprócz pałacu jest w miejscowości jeszcze kościół pod wezwaniem św. Wojciecha, z 2 poł. XVII w., w zasadniczym zrębie barokowy, powściągliwy stylistycznie, wręcz ascetyczny w formie i wystroju, oraz okazały murowany młyn, albowiem przez Ujazd ta sama Piasecznica sobie radośnie pomyka. Z uwagi na to, że grupa lubelska miała przed sobą kilkugodzinną podróż do domu, udaliśmy się wszyscy na stację kolejową Zaosie, gdzie nastąpiło bolesne rozstanie, a pocieszyć się nie było już czym. Podgrupa warszawska postanowiła deptać ziemię dalej, do kolejnej stacji na trasie do Koluszek. Posuwając się po trudnym terenie wzdłuż torów kolejowych biegnących przez bory i lasy dotarliśmy do stacji Wykno. Odczekawszy swoje wsiedliśmy do maleńkiego pociągu-tramwaju i dotarliśmy wreszcie do mitycznych Koluszek. Lekko zagubieni w labiryncie dworca, trzęsąc się już trochę z zimna, pod osłoną nocy zaczailiśmy się na pociąg IC, do którego nie mieliśmy prawa wsiąść, ale wesoły Pan Konduktor sprzedał nam jednak bilety („na moją odpowiedzialność”) i dotarliśmy posypiając na rozkładanych siedzeniach w module rowerowo-toaletowym do Warszawy błyskawicą. Bardzo jesteśmy wdzięczni! I tak oto zakończyła się szczęśliwie nasza kolejna wycieczka. Kto nie był niech żałuje!
Sangródz. Zabytkowy młyn na Piasecznicy. Zdjęcie Eli G.
Piasecznica jest dopływem Pilicy. Rzeczka jest nieduża, ale niegdyś pełniła ważne funkcje gospodarcze: zlokalizowano nad nią dużą liczbę młynów. Zdjęcie Eli G.
Sangródz. Młyn na Piasecznicy. Zdjęcie Grzegorza B.
Przerwa pod młynem. Uzupełniamy płyny... Zdjęcie Eli G.
Przedzieramy się przez błoto. Okolice Sagrodza. Zdjęcie Eli G.
Forsowanie rzeczki pod Ujazdem. Zdjęcie Eli G.
W drodze do Ujazdu. Zdjęcie Eli G.
Malownicze stawy w okolicach Ujazdu. Zdjęcie Eli G.
Okolice Ujazdu. Zdjęcie Eli G.
Ujazd. Chwila odpoczynku na Rynku. Ujazd uzyskał prawa miejskie w 1428 roku i pozostawał miastem do 1870 roku. Zachował się zaytkowy układ miasta. Zdjęcie Eli G.
Willa Ostrowskich w Ujeździe z końca XIX wieku.W średniowieczu w tym miejscu wznosił się zamek. Zdjęcie Eli G.
Ujazd. Barokowy kościół p.w. św. Wojciecha. Zdjęcie Grzegorza B.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz