O 9.30 jesteśmy na stacji Sucha Żyrardowska. Ruszamy w drogę! Mijamy wieś Jesionka i zagłębiamy się w piękną Puszczę Wiskicką. Są 3 stopnie powyżej zera, drogę pokrywa warstwa zmrożonego śniegu. Asia ma poważne problemy z utrzymaniem równowagi i kilkakrotnie ląduje na ziemi. Rozmawiamy o filmach, nowych pomysłach ministra Szyszki i wstawaniu z kolan. W zasadniczych kwestiach się nie różnimy, co jest pokrzepiające, możemy wspólnie psioczyć na władzę. Co pewien czas rozgrzewamy się domowym winem, które Ula zabrała z domu. Idziemy na północ, szlak się kończy, gubimy się. Drogę pokazują nam robotnicy leśni, wino, podobnie jak szlak, też się kończy, maszerując ścieżkami na azymut dochodzimy do Hipolitowa. Mijamy ładny dworek, przy ogrodzeniu jakiś sumiasty mężczyzna bawi się z psami. Przechodzimy na drugą stronę autostrady i oto jesteśmy w Miedniewicach. Piękne barokowe sanktuarium jest zamknięte. Nikogo nie ma w pobliżu, jest pusto i zimno. Asia idzie do księdza po klucz.
W 1674 roku Jakub Trojańczyk, gospodarz z Miedniewic zawiesił w stodole kupiony na odpuście drzeworyt Świętej Rodziny. Nad strzechą stodoły pojawił się cudowny blask. Blask powtarzał się wielokrotnie i do Miedniewic zaczęły ściągać tłumy wiernych. Cud został szybko uznany przez władze Kościoła i na miejscu stodoły postawiono świątynię. W połowie XVIII w. wzniesiono istniejący do dziś barokowy kościół z dziedzińcem z krużgankami. Po kościele oprowadza nas franciszkanin, ojciec Marek. Czarny kolor ołtarzy przydaje świątyni niepokojącego mroku - pomalowano je tak po powstaniu styczniowym na znak żałoby. Władze carskie zakazały wówczas odwiedzania sanktuarium w odwecie za poparcie, którego zakonnicy udzielili powstańcom. Ojciec Marek uruchamia mechanizm odsłaniania cudownego drzeworytu, ale i tak niewiele możemy zobaczyć. Drzeworyt jest niepozorny i trudno dostrzec jakieś szczegóły. Większe wrażenie robi zabytkowa szafa w zakrystii i świeżo odnowione malowidła, pokrywające pomieszczenie. Jak przyznaje nasz rozmówca, cały kościół i klasztor wymagają kapitalnego remontu, zakonnicy starają się o dofinansowanie.
Jest zimno. W sklepie kupujemy 32-procentowy napój cytrynowo-miętowy. Nie jest to dobra decyzja, o czym przekonujemy się na przystanku autobusowym za Miedniewicami. Napój ma intensywnie zielony kolor i smak pasty Colgate, trudno sobie wyobrazić bardziej sztuczny trunek. Idziemy na południe, raczymy się bez przyjemności napojem pod wiatą. Ściemnia się, mkniemy przez las, gnamy szosą. W pobliżu przystanku PKP Skierniewice Rawka odwiedzamy sklep i aby zmyć niesmak po poprzednim trunku kupujemy soplicę mirabelkową. Pół godziny później siedzimy w pociągu i zmierzamy do Warszawy.
Okolice Hipolitowa. Przerwa aprowizacyjna. Ula ma domowe wino. Jest bardzo dobre...
(wszystkie zdjęcia Artura, któremu w tym miejscu bardzo dziękuję)
Okolice Hipolitowa. Marsz przez las.
Hipolitów został dotknięty plagą.
Zabawa na śniegu.
Miedniewice - brama do klasztoru.
Miedniewice - krużganki klasztorne.
Miedniewice - dziedziniec klasztoru.
Miedniewice. Zakrystia kościoła Nawiedzenia NMP. Pomieszczenie zdobią bogate malowidła i stylowa szafa.
To była pomyłka. Nigdy nie kupujcie bielskiej cytryny z miętą. Smakuje jak pasta Colgate.
Okolice Kamionki.
Okolice Kamionki.